Kupiłem kiedyś mały piankowy samolot "do bagażnika". Silnik (a właściwie silniczek) elektryczny jest wielkości paznokcia kciuka. Plastikowe śmigło. Moc - niby żadna...
Ostatnio postawiłem model na skrzynce (przed sobą), dziobem skierowanym w lewo. Po lewej stronie, na trawie, stała aparatura (15 cm od dziobu). Sięgnąłem po nią i przypadkowo ( 

 ) pchnąłem drążek gazu (co nigdy jeszcze mi się nie zdarzyło  

 ). Samolocik ruszył i lekko zahaczył mi o palec. Spojrzałem na niego i chciałem wziąć model do ręki i lecieć dalej. Ale spojrzałem raz jeszcze i aż ciężko było uwierzyć że cięcia są aż tak głębokie. Po krótkiej chwili cały palec pokrył się krwią więc spakowałem jedną ręką graty i heja  
 
 Na szczęście do domu miałem 3 min pieszo więc dezynfekcja a później dbanie aby nie rozewrzeć ran w najbliższych dniach...
Tak to wyglądało:
Załącznik:
			 01.jpg [ 187.4 KiB | Przeglądany 14657 razy ]
			01.jpg [ 187.4 KiB | Przeglądany 14657 razy ]
		
		
	 Załącznik:
			 02.jpg [ 218.03 KiB | Przeglądany 14657 razy ]
			02.jpg [ 218.03 KiB | Przeglądany 14657 razy ]
		
		
	 Zdaje sobie sprawę, że ze śmigłem nie ma żartów ale nigdy nie spodziewałbym się że silnik "pchełka" może zrobić coś takiego  

Szczęście w nieszczęściu że to nie był silnik spalinowy  

 Widziałem wiele podobnych wypadów. Wtedy palca bym raczej szukał  
